Archiwum listopad 2004


lis 13 2004 Noc upiorów
Komentarze: 0
Zobaczcie co robią z człowieka trzy godziny snu... Wiersze zaczynają układać... Jak wam sie podoba?:

Noc upiorów

Idzie chłopiec niewysoki,
echo za nim liczy kroki.
Zaraz za nim i kot kroczy,
chce wydrapać dziecku oczy.
Wiedźma stoi, przy niej miotła,
wrzuca żabi skrzek do kotła.
Duch czy zjawa się pojawia
i pakt z diabłem się odnawia.
Mefistofel i Lewiatan,
lecz wyższy z nich jest Szatan.
Druga wiedźma przylatuje
słodkim jabłkiem dziecko truje.
Lecz odmawia grzecznie zuch,
wtedy się pojawia duch.
Lecz i on nic nie poradził,
tylko swoje imię zdradził.
Przez co znikł straszliwy duch,
nadszedł wiec Szatana ruch.
Diabeł grzecznie się przedstawił,
komplementy dziecku prawił.
Zjawy w około latały,
wiedzmy swe zaklęcia słały.
dziecko stało się zmęczone,
lecz nadal było chronione
Diabeł się już zdenerwował
miłą maskę dano schował.
Spojrzał znowu na chłopczyka,
który trząsł się jak osika.
Wiedźmie czary podziałały,
w dziecku strach spowodowały.
Sowa huczy, gdzieś głęboko
pod nogami ludzkie oko.
Mefistofel je podnosi
i jak swoje dziecko nosi.
Później jednak oko zjada
jeszcze większy zmrok zapada...
Chwile później kogut pieje,
jakieś zwierze tez się śmieje.
Znika diabeł, wiedźma, duch.
Koniec nocy, dnia jest ruch.
Mały chłopiec przestraszony,
przez upiory poniżony.
teraz biegnie do domu
i nic nie powie nikomu
o swoim strasznym przeżyciu.
Nigdy... Nigdy w życiu!

nika_voldemort : :
lis 13 2004 Nosferatu i tańczońce krasnoludki
Komentarze: 1
Rodzice pojechali do Gdańska na imprezę imieninową cioci Małej. Mnie zostawili sama w domu, a że nie chciało mi się siedzieć samiusieńkiej jak palec, wcześniej umówiłam się z Siksom, że będzie u mnie nocować. Jeszcze przed wyjazdem rodziców zostałam zmuszona do wykonania bardzo ciężkich prac domowych jakimi są odkurzanie, sprzątanie pokoju mycie naczyń. Po prostu kocham to! Dobrze, że przynajmniej mamy zmywarkę
O 18 miałam angielski, więc na niego poszłam i pouczyłam się przez godzinę lekcyjna. Później szybko do domu, bo za chwile miała wpaść Siksa. Faktycznie, nie minęło 5 minut od mojego powrotu jak usłyszałam dzwonek domofonu. Siksa przyszła. "Nie rozbieraj się to pójdziemy do sklepu bo nie mam nic do jedzenia nie licząc chleba z masłem" "Mi nic więcej nie potrzeba. Poza tym nie jestem sama" - odpowiedziała. Spojrzałam na nią nie wiedząc o co chodzi. Czy na dole czekał na nią jakiś kolega, albo za drzwiami stoi jej mama i czeka, aż ją wpuścimy.
"Z kim jesteś?" Siksa spojrzała na mnie uśmiechając się charakterystycznie. Zerknęłam na jej torbę. Uśmiechnęłam się i krzyknęłam: "PANTKA!!!!"
Po chwili z zielonej torby z naszywką Nirvany wyłoniła się żółta pluszowa panterka. Spojrzała na mnie, potem na Siksę, potem z znowu na mnie, gdy dziewczyna pokiwała głową. "Cześć" powiedziała Pantka, poczym znalazła się na łóżku w moim pokoju w otoczeniu innych pluszaków, które w porównaniu do niej wydawały się martwe. Wraz z Siksą poszłyśmy do sklepów. "Siksa zrobimy gówno?" "Hmmm... OK." Gdyby ktoś nas posłuchał, nie wiedząc czym jest "gówno" mógłby się zbulwersować. Dla nas było jednak cos naturalnego. Mianem "gówna" określamy coś a'la ciasto z mleka w proszku, kakao i masła. Bardzo dobre, ale za razem bardzo tłuste. Poza tym z początku ma konsystencje rozwolnionego gówienka i ma brązowy kolor.
Po zakupach znowu wróciłyśmy do domu, przygotowałyśmy wyżerkę i siadłyśmy przed telewizor, bo właśnie miał się zaczyna "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Zdziwiło mnie, że Siksa chce to oglądać, w końcu to ja byłam maniaczka Pottera, a ona zawsze była przeciw książce. No ale oglądałyśmy. Co chwile przerwa. Trochę było to wkurzające... "Fajna bajka" odezwała się Pantka siedząca na fotelu obok Siksy. Siorbnęła sobie Coli i rzuciła się jak świnka na chipsy bekonowe. Siksa kazała jej się zachowywać, ale ta najwyraźniej jej nie słuchała, bo jeszcze kilka razy zdarzyła się podobna sytuacja. Przy okazji przedstawiłam Pantce Herr Uszatka, mojego niemieckiego misia, ale nie zainteresowała się nim zbytnio.
Nagle na ekranie telewizora pojawiła się reklama Heinekena. Siksie i mi pociekła ślinka, nagle zaczęłyśmy się zachowywać jak zoombie. Spadłyśmy z foteli i na czworakach powoli pełzłyśmy do ekranu. Niestety reklama się skończyła i opadłyśmy na podłogę. Za to Pantka zareagowała podobnie jak my, ale na reklamie Ibupromu Max (po prostu uzależniona od leków przeciwbólowych). Później niestety ja przygniotłam i musiałam ją reanimować. Przeżyła... szok przeżyła...:P
Godziny mijały, a my z Siksą i Pantką i Herr Uszatkiem kursowałyśmy pomiędzy TV, a kompem. Zupełnie nie chciało nam się spać. W końcu, nie mogąc już patrzeć na jedzenie, zrobiłyśmy popkorn i obejrzałyśmy Euro Trip... "Mi scusi!", czy piosenka "Scotty doesn't know" utkwiły mi w głowie i nie zamierzają wyjść. Poza tym były tam również inne świetne scenki i teksty. Później przeszłyśmy do drugiego pokoju obejrzeć kasetę video sprzed 10 lat, kiedy z Siksa chodziłyśmy jeszcze do podstawówki. Była lekka beka, ale najlepsze miało stać się trochę później, przy oglądaniu kasety, kiedy byłam w Paryżu.
"Siksa! Ja widzę tańczące krasnoludki!" - krzyknęłam do niej kiedy była w łazience (ok. 4 w nocy). Zdziwiona wyszła z kibla i patrzy w to samo miejsce gdzie ja
"Jezu ja tez widzę tańczące krasnoludki!"
Później chciałyśmy oglądać Nosferatu, ale każda z nas się bała, bo obydwie widziałyśmy film w którym wampir wychodził z ekranu. No więc szukałyśmy łosia, który do nas przyjdzie i z nami go obejrzy (o. 4.30 rano). Szybki sms do Kamila z góry, żeby przylazł. Nie udało nam się go przekonać. Później dostawałam sygnały od Darka... Okazało się, że też maja imprezę, są nieźle nawaleni, ale pomimo ich fajnego humorku nie chcą nas zaprosić... Przez 15 minut gadałam z nimi przez tel (właściwie z Radkiem, a co chwile wcinał się Piotrek z tekstem "i tak źle wyglądasz w okularach"). Siksa nie chciała gadać, przy okazji dostała przezwisko "Wykrochmalona", ale już nie pamiętam dla czego ;]
Powoli zbliżała się 6 i ok. 7 miało się zrobić jasno. Wtedy planowałyśmy obejrzeć Nosferatu. Pól godziny przysnęłam ale obudziłam się tak jak obiecałam. Włączyłyśmy film. Czarno biały ekran, wyskakuje tytuł po niemiecku, gdzieś widnieje data produkcji 1922. Oczywiście wszystko bez głosu. Żeby ożywić trochę film dałam imienia głównym bohaterom. Był Herr Adolf, Herr Zdzichu i Frau Brumhilda. Po chwile powijały się plansze, co niby mówią aktorzy, ale że my z Siksą z Niemca jak nie powiem co jesteśmy, to poza Blut i Lange nic nie zrozumiałyśmy. Trochę mi się znudził więc, wyłączyłyśmy. Siksa zaserwowała kolejna płytkę. "Dom na nawiedzonym wzgórzu" fajny tytuł, ale pomimo, że robiło się już jasno na dworze, zrezygnowałam już na napisach zapowiadających film. Kolejna płytka. Tym razem "Bunkier". Widziałam go ostatnio w TV. Fajny film. Nieźle działa na psyche...
Nagle zrobiła się 8 i Siksa powiedziała, ze ona już do chaty chyba pójdzie. No to wzięłam psa i odprowadziłam Koleżankę i Pantkę do przejścia dla pieszych. Dalej lady nie miała zamiaru się ruszać. Szybko wróciłam do domu. Dałam psu jeść, pościeliłam łóżko, padłam jak długa, żeby obudzić się o 11.30 i do tej pory chodzę. Posprzątałam dom, zrobiłam jedzenie, wyczesałam psa i mam jeszcze silę pisać co się zdarzyło poprzedniej nocy :D
nika_voldemort : :
lis 11 2004 Święto Niepodległości i piwo malinowe
Komentarze: 0
Przez ostatni tydzień wraz z klasą przygotowaliśmy się do prowadzonej przez nas imprezy pt. "XIV przegląd polskiej pieśni historycznej". W sobotę, kiedy to odrabialiśmy jutrzejszy dzień, niemalże wszyscy pracowali przy dekoracjach potrzebnych do naszego skromnego przedstawienia.
Pauli namalowała węglem przepiękny portret pary młodej, który później wraz z koleżankami kolorowałam. Dzięki naszej ciężkiej pracy powstały cztery obrazy i sztuczne drzewa. Dekoracje mieliśmy już skończone. Od poniedziałku zaczęła się już ostra praca. Przyniosłam tekst mojej scenki, który opracowaliśmy z kolegami w sobotę. Inne grupy zrobiły to samo. We wtorek na okienku udało nam się zrobić próbę spektaklu w obecności Roberta Cyrty zajmującego się kółkiem teatralnym. Jeszcze tego samego dnia, na dwóch ostatnich polskich wyciągnęliśmy naszą wychowawczynię do małej sali gimnastycznej, gdzie mieliśmy prezentować przedstawienie.
Środa godzina 7.10. O tej godzinie właśnie wstałam i od pierwszej sekundy coś we mnie drżało. Była to lekka trema przed nasza scenka, którą mieliśmy wystawiać za kilka godzin w szkole. Razem z Siksą i Aśką poszłam do budy, gdzie Madzieńka zrobiła nam dwa polaki, poczym ruszyliśmy przygotowywać scenę. Po pewnym czasie zjawił się dyrektor ze swoim zespołem muzycznym. Później przyszedł chór. Jeszcze tylko próba generalna i lecimy z tym koksem.
Na początek piosenka w wykonaniu chóry, następnie wejście konferansjerów (Aurelia i Adrian). Później na scenę weszła Magda z mojej klasy i zaśpiewała swoją piosenkę. Po niej weszli inni, aż w końcu nadeszła nasza kolej. Lekko stremowani babcia (ja), dziadek (Maro) i wnuczek (Lampart) usiedliśmy na naszych miejscach. Babcia robiła coś na drutach, kiedy dziadek z wnuczkiem grali w szachy. Gdy Lampart powiedział, ze chce wyjechać do Niemiec, aby się uczyć, zagrałam przestraszona. Później wywiązała się krotka dyskusja pomiędzy dziadkiem i wnuczkiem o patriotyzmie. Raz się do niej wtrąciłam, aby pogodzić skłóconych mężczyzn i wręczyć prezent który robiłam na drutach. A nie był to zwykły prezent, gdyż był nim biało-czerwony szalik z napisem POLSKA. Na sali dało się słyszeć śmiech widzów. Wnuczek podziękował i usiadł z powrotem przy szachach. Jednak dziadek w czasie gdy młody odbierał prezent pozmieniał ustawienie pionków. "Szach" powiedział z uśmiechem, a po chwili "Mat". Później nastąpiła pięciosekundowa
Po naszej scence, znowu wchodzili konferansjerzy, a chór i soliści wykonywali patriotyczne piosenki. Druga scenka toczyła się pomiędzy dwoma sąsiadkami, Elżbietą (Aurelią) i drugą kobietą (Oleną). One poruszyły problem patriotyzmu naszych rodziców. Po kolejnych piosenkach nadeszła pora na odsłonięcie ostatniej scenki, w której brali udział: Lampart (Lampart), Ewka (Ewka), "Gruba" (Karolina), "Waldi" (Maciuś) i Freestyler (Marek). Ta scenka również wywoła salwę śmiechu wśród publiczności, w szczególności rola Karoliny i Maćka, którzy byli kibolami patriotami. Nikt nie pobije śmiechu "Waldiego". On jest jedyny w swoim rodzaju.Gdy wszystko się skończyło, grzecznie posprzątaliśmy i umówiliśmy się na dzisiaj, aby przygotować się do wieczornego występu.
Punkt 14.30 wszyscy mieliśmy się spotkać przed wejściem do kina. Jak się okazało punktualni byli tylko nielicznie. Przyczepiliśmy obrazy, przebraliśmy się, przećwiczyliśmy role. Jak zwykle dużo później niż my zjawił się chór i zespół Kożucha. Jednak oni nas nie obchodzili. Ważne było, abyśmy sami nie dali klapy. Powoli zaczynali się już schodzić ludzie. Parę minut po piątek zaczęło się od początku. Wyjrzałam zza kulis i spojrzałam na widownie. Myślałam, że odejmie mi mowę. Rzadko widzi się tak dużo osób w naszym miejskim kinie. Poprawiłam okulary i przeraziłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam Sokołę, moją chemicę ze szkoły. Siedziała jakoś w trzecim rzędzie pomiędzy innymi dwiema kobietami i razem z nimi czekała na rozpoczęcie spektaklu. Dopytywałam się dziewczyn czy nie powili się przypadkiem moi rodzice, czy dziadkowie, ale nie były w stanie mi odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystko zaczęło się od początku. Nie podejrzewałam, że czas tam tak szybko zleci. Jakby po sekundzie czekania za kulisami znalazłam się na scenie, siedziałam ubrana jak zwykła babcia, robiłam szalik na drutach. Znowu Lampart powiedział, że wyjeżdża. Wszystko szło OK. Pokazałam publiczności szalik, nałożyłam go na szyje Lamparta, Oni również wybuchneli śmiechem. Scenka się skończyła, Ukłony. Wychodzimy. Cała czerwona podchodzę do dziewczyn pytam się jak było. Mówią , że spoko, więc jest dobrze. Po raz kolejny wyglądam za kulisy. Dopiero teraz zobaczyłam przed kim grałam. W pierwszych rzędach nie tylko siedziała Sokoła, i jej znajome, ale również burmistrz miasta, starosta, oram moi rodzice z Grześkiem! Niestety dziadków nie widziałam.
I tu wszystko poszło jak po maśle. Na końcu, gdzie jedna z solistek śpiewałam refren piosenki, wszyscy aktorzy zaraz za mną wyszli przed scenę aby ukłonić się widzom. Tata się uśmiechał, bił brawo. Mamę zasłaniał jakiś facet, Grzesiek też się uśmiechnął. Było super.
Gdy wróciłam do domu, rodziców jeszcze nie było. Chciałam zadzwonić na komórkę, ale ani mama ani tata nie wzięli ze sobą telefonu. No to wzięłam gitarę, zaczęłam grać aż w końcu przyszli.
"A gdzie moje kwiaty? Ja tu czekam od półgodziny, a was jeszcze nie ma"
"Kwiatów nie mam, ale mam cos innego" powiedział tata i wręczył mi nowego Redd'sa o smaku malinowym.
Aż mi się oczy zaświeciły. Bardzo lubię piwo z odrobina soku malinowego, a ty dostałam taki prezent. Chyba tylko mamie nie podobał się ten gest taty. Mówiła mi później, że nie wiedziała co tata kupuje, a sama chciała mi dać czekoladę i Cole. Czekoladę i Cole do ja mam na co dzień, a piwo zdarza się od święta. Ot co! A w końcu dzisiaj mamy Święto Niepodległości! Niech żyje Polska i ja, której parę dni temu skończył się dwutygodniowy szlaban na wychodzenie z domu :P
nika_voldemort : :