Komentarze: 0
Pauli namalowała węglem przepiękny portret pary młodej, który później wraz z koleżankami kolorowałam. Dzięki naszej ciężkiej pracy powstały cztery obrazy i sztuczne drzewa. Dekoracje mieliśmy już skończone. Od poniedziałku zaczęła się już ostra praca. Przyniosłam tekst mojej scenki, który opracowaliśmy z kolegami w sobotę. Inne grupy zrobiły to samo. We wtorek na okienku udało nam się zrobić próbę spektaklu w obecności Roberta Cyrty zajmującego się kółkiem teatralnym. Jeszcze tego samego dnia, na dwóch ostatnich polskich wyciągnęliśmy naszą wychowawczynię do małej sali gimnastycznej, gdzie mieliśmy prezentować przedstawienie.
Środa godzina 7.10. O tej godzinie właśnie wstałam i od pierwszej sekundy coś we mnie drżało. Była to lekka trema przed nasza scenka, którą mieliśmy wystawiać za kilka godzin w szkole. Razem z Siksą i Aśką poszłam do budy, gdzie Madzieńka zrobiła nam dwa polaki, poczym ruszyliśmy przygotowywać scenę. Po pewnym czasie zjawił się dyrektor ze swoim zespołem muzycznym. Później przyszedł chór. Jeszcze tylko próba generalna i lecimy z tym koksem.
Na początek piosenka w wykonaniu chóry, następnie wejście konferansjerów (Aurelia i Adrian). Później na scenę weszła Magda z mojej klasy i zaśpiewała swoją piosenkę. Po niej weszli inni, aż w końcu nadeszła nasza kolej. Lekko stremowani babcia (ja), dziadek (Maro) i wnuczek (Lampart) usiedliśmy na naszych miejscach. Babcia robiła coś na drutach, kiedy dziadek z wnuczkiem grali w szachy. Gdy Lampart powiedział, ze chce wyjechać do Niemiec, aby się uczyć, zagrałam przestraszona. Później wywiązała się krotka dyskusja pomiędzy dziadkiem i wnuczkiem o patriotyzmie. Raz się do niej wtrąciłam, aby pogodzić skłóconych mężczyzn i wręczyć prezent który robiłam na drutach. A nie był to zwykły prezent, gdyż był nim biało-czerwony szalik z napisem POLSKA. Na sali dało się słyszeć śmiech widzów. Wnuczek podziękował i usiadł z powrotem przy szachach. Jednak dziadek w czasie gdy młody odbierał prezent pozmieniał ustawienie pionków. "Szach" powiedział z uśmiechem, a po chwili "Mat". Później nastąpiła pięciosekundowa
Po naszej scence, znowu wchodzili konferansjerzy, a chór i soliści wykonywali patriotyczne piosenki. Druga scenka toczyła się pomiędzy dwoma sąsiadkami, Elżbietą (Aurelią) i drugą kobietą (Oleną). One poruszyły problem patriotyzmu naszych rodziców. Po kolejnych piosenkach nadeszła pora na odsłonięcie ostatniej scenki, w której brali udział: Lampart (Lampart), Ewka (Ewka), "Gruba" (Karolina), "Waldi" (Maciuś) i Freestyler (Marek). Ta scenka również wywoła salwę śmiechu wśród publiczności, w szczególności rola Karoliny i Maćka, którzy byli kibolami patriotami. Nikt nie pobije śmiechu "Waldiego". On jest jedyny w swoim rodzaju.Gdy wszystko się skończyło, grzecznie posprzątaliśmy i umówiliśmy się na dzisiaj, aby przygotować się do wieczornego występu.
Punkt 14.30 wszyscy mieliśmy się spotkać przed wejściem do kina. Jak się okazało punktualni byli tylko nielicznie. Przyczepiliśmy obrazy, przebraliśmy się, przećwiczyliśmy role. Jak zwykle dużo później niż my zjawił się chór i zespół Kożucha. Jednak oni nas nie obchodzili. Ważne było, abyśmy sami nie dali klapy. Powoli zaczynali się już schodzić ludzie. Parę minut po piątek zaczęło się od początku. Wyjrzałam zza kulis i spojrzałam na widownie. Myślałam, że odejmie mi mowę. Rzadko widzi się tak dużo osób w naszym miejskim kinie. Poprawiłam okulary i przeraziłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam Sokołę, moją chemicę ze szkoły. Siedziała jakoś w trzecim rzędzie pomiędzy innymi dwiema kobietami i razem z nimi czekała na rozpoczęcie spektaklu. Dopytywałam się dziewczyn czy nie powili się przypadkiem moi rodzice, czy dziadkowie, ale nie były w stanie mi odpowiedzieć na to pytanie.
Wszystko zaczęło się od początku. Nie podejrzewałam, że czas tam tak szybko zleci. Jakby po sekundzie czekania za kulisami znalazłam się na scenie, siedziałam ubrana jak zwykła babcia, robiłam szalik na drutach. Znowu Lampart powiedział, że wyjeżdża. Wszystko szło OK. Pokazałam publiczności szalik, nałożyłam go na szyje Lamparta, Oni również wybuchneli śmiechem. Scenka się skończyła, Ukłony. Wychodzimy. Cała czerwona podchodzę do dziewczyn pytam się jak było. Mówią , że spoko, więc jest dobrze. Po raz kolejny wyglądam za kulisy. Dopiero teraz zobaczyłam przed kim grałam. W pierwszych rzędach nie tylko siedziała Sokoła, i jej znajome, ale również burmistrz miasta, starosta, oram moi rodzice z Grześkiem! Niestety dziadków nie widziałam.
I tu wszystko poszło jak po maśle. Na końcu, gdzie jedna z solistek śpiewałam refren piosenki, wszyscy aktorzy zaraz za mną wyszli przed scenę aby ukłonić się widzom. Tata się uśmiechał, bił brawo. Mamę zasłaniał jakiś facet, Grzesiek też się uśmiechnął. Było super.
Gdy wróciłam do domu, rodziców jeszcze nie było. Chciałam zadzwonić na komórkę, ale ani mama ani tata nie wzięli ze sobą telefonu. No to wzięłam gitarę, zaczęłam grać aż w końcu przyszli.
"A gdzie moje kwiaty? Ja tu czekam od półgodziny, a was jeszcze nie ma"
"Kwiatów nie mam, ale mam cos innego" powiedział tata i wręczył mi nowego Redd'sa o smaku malinowym.
Aż mi się oczy zaświeciły. Bardzo lubię piwo z odrobina soku malinowego, a ty dostałam taki prezent. Chyba tylko mamie nie podobał się ten gest taty. Mówiła mi później, że nie wiedziała co tata kupuje, a sama chciała mi dać czekoladę i Cole. Czekoladę i Cole do ja mam na co dzień, a piwo zdarza się od święta. Ot co! A w końcu dzisiaj mamy Święto Niepodległości! Niech żyje Polska i ja, której parę dni temu skończył się dwutygodniowy szlaban na wychodzenie z domu :P