Archiwum kwiecień 2005


kwi 12 2005 Wymiana Holenderska Odc. 1 pt. „Holender...
Komentarze: 3
Part FOUR „Grańsk-Malbork”

Czy już mówiłam, że „uwielbiam” wczesne wstawanie po długim balowaniu? Jeżeli jeszcze nie to teraz to stwierdzam...
Jak co rano pobudka młodego Holendra śpiącego w moim łóżeczku jedynie w samych bokserkach ( ach... perversion :P), a następnie śniadanko, prysznic Huub’a... itd. itp. Po co się powtarzać...
Parę minut po 8 znaleźliśmy się pod szkołą, weszliśmy do środka budynku, gdzie czekała reszta wycieczki. Chwilę później przyjechał niewielki wynajęty przez nas autobus i wszyscy natychmiast się do niego wpakowaliśmy. Oczywiście, jak to zawsze bywa w Polsce, tradycja musi być zachowana i polska część wymiany zajęła siedzenia z tyłu samochodu.
Drogi do Malborka zbytnio nie pamiętam. Właściwie to nie wiem dlaczego... Może powodem było zmęczenie albo druga opcja złe samopoczucie i chęć zwymiotowania za każdym razem kiedy autobus wpadał w liczne na naszych polskich drogach dziury? Hmmm... Naprawdę nie wiem...
Malbork. Największa góra cegieł na wschód do Alp, jak kiedyś gdzieś przeczytałam. Siedziba Zakonu Krzyżackiego przeniesiona z Wenecji w XIV wieku. Zamek wykupiony a nie zdobyty. Podczas wojny niemalże doszczętnie zniszczony przez bombardujące go wojska... Ok. dość prowadzenia! Teraz trzeba opisać co się tam działo. A działo się wiele...
Po pierwsze, załatwiliśmy sobie przewodnika, który miał streścić historię zamku Holendrom w kilu zdaniach, oczywiście po angielsku. Wyuczona pani przewodnik oprowadzała nas po wszystkich możliwych do zwiedzenia miejscach... W skrócie było to tak: Polacy nudzili się, bo wielokrotnie bywali na średniowiecznym zamku. A co do Holendrów to też się nudzili. W końcu ile normalny 16 latek nie mający bzika na punkcie historii wytrzyma 2 godziny ględzenia o tym ile ważyła średniowieczna cegła (7kg) a obecna (2kg)? Heh... No kogo to obchodzi? W końcu cegła to cegła...
Co najbardziej się podobało zagranicznym gościom to zamkowe toalety. No po prostu luksus! Co prawda czternastowieczny, ale zawsze luksus :P Można sobie tylko wyobrazić jak to było w czasach, kiedy do zamku przyjechał taki chociażby fikcyjny Jurand ze Spychowa? Otóż było tak:
Niejaki Jurand pojawił się na Malborskim zamku poszukując swojej córki porwanej przez złych i niegodziwych Krzyżaków. Po tym jak wpuszczono go do zamku musiał skorzystać z toalety za potrzebą... Został zaprowadzony przez jednego z niższych braci krzyżackich do tego dziwnego miejsca. Wielkie było jego zdziwienie gdy ujrzał drewniane wychodki w środku pięknego murowanego zamku. Jednak co zrobić? Wyjść? Nie... Powiedzieć coś? Też nie... Trzeba było skorzystać... Jedyne co wzbudziło podziw Juranda to brak odoru w pomieszczeniu. Z początku nie wiedział jak Krzyżacy to zrobili, w końcu w XIV wieku nie było jeszcze wc pikera, ale gdy wszedł do wychodka od razu wiedział co jest grane. W drewnianej desce wywiercony był duży otwór. Jurand zajrzał do środka i mało co nie padł na ziemię z wrażenia. Parę naście metrów w dół i była fosa! To się nazywa kanalizacja! Zapewne pomyślał, że u niego w Spychowie przydałoby się coś podobnego, jednak nie miał odpowiedniego zamku, a zbudowanie go byłoby za dużą inwestycją....
Dalszą historię Juranda ze Spychowa znacie...

nika_voldemort : :
kwi 12 2005 Wymiana Holenderska Odc. 1 pt. „Holender...
Komentarze: 1
Teraz należało by opisać co działo się w czasie, kiedy cala kompania znalazła się w domu. Jak większość moich znajomych wie, nasza altanka nie jest ogromnych rozmiarów. Stół, przy nim parę krzeseł, kominek, coś al’a mikroskopijny aneks kuchenny i kanapa. Wyobraźcie więc sobie jak musiało tam wyglądać, kiedy do środka weszło 20 ludzi? Z ledwością przedostawałam się do „kuchni”, żeby przynosić napoje!
Puste butelki Tyskiego ( znowu reklama :P ) co chwile były wymieniane na nowe. Ludzie mieli już niezłe humorki, gdy nie z tego ni z owego polska grupa zaczęła śpiewać. Leciało dokładnie wszystko od „Jeszcze po kropelce” po „Whisky”! Holendrzy też nie chcieli być gorsi i po chwili zaczęli nam wtórować. Jednak jak sami to później podkreślali, nam wychodziło lepiej, z tego powodu, że ich język jest mniej dźwięczny od polskiego. Nasi zagraniczni przyjaciele próbowali nas nauczyć swoich piosenek, jednak byliśmy oporni i nie nauczyliśmy się nic poza piosenką o McDonalds, KFC i PizzaHat... Oczywiście nie mogę zapomnieć o skoczne, dosłownie skocznej, piosence pt. „Kto nie skacze ten jest gejem!”... Jako jedyny Polak Piotrek nauczył się piosenki po holendersku... Nawet nie potrafię jej powtórzyć...Jedynymi słowami które zapamiętałam to vaak = często i „obtoten” ( czy jak to sie pisze...) = spadaj. :D
Podczas naszych rozmów dowiedzieliśmy się, że w dzieciństwie oglądaliśmy te same kreskówki: Smurfy, Gumisie, Pszczółka Maja nawet głupkowate Teletubisie... Niestety Holendrzy nie znali naszego Koziołka Matołka, Reksia czy chociażby Bolka i Lolka... Co za pech... Nie mogliśmy z nimi podyskutować który był lepszy: „Pucołowaty blondyn czy czarnowłosy dryblas?”... Nigdy się tego nie dowiemy...
Po odśpiewaniu wszystkiego co tylko się dało nadszedł czas na zakończenie imprezy. Posprzątaliśmy, pozamiataliśmy i pomimo mojej propozycji powrotu do domu na piechotę, większość chciała wracać autobusem... Wszystko co dobre szybko się kończy...
nika_voldemort : :
kwi 11 2005 Wymiana Holenderska Odc. 1 pt. „Holender...
Komentarze: 0
Nie ma jak taksówki! Dowiozą ci wszystko czego potrzebujesz, w niewyobrażalnych ilościach i jeszcze nie spytają o dowód osobisty! Trzeba zapamiętać na przyszłość, że jak skończy nam się alkohol należy wykręcić czterocyfrowy numer i proszę cię bardzo, do wyboru do koloru! Puszka, butelka, mocne, słabe, ciemne, jasne... Co tylko dusza zapragnie!
„44,50zł” – poinformował nas kierowca wręczając Huub’owi skrzynkę TYSKIEGO ( a co tam zrobię im reklamę! :P). Ania zapłaciła za składkowe pieniądze i nasza trójka wróciła z wyprawy na działkę. Szczęśliwi, uśmiechnięci od ucha do ucha, poinformowaliśmy współtowarzyszy o wyprawie zakończonej sukcesem. Skarb odnaleziony, honor taksówkarz ocalony!
Piwo lało się strumieniami... Z czterdzieści butelek z pewnością poszło... :P W między czasie donosiliśmy z Piotrkiem jedzenie i napoje. Już wiem co chce robić w przyszłości! Zostanę kelnerką, a co mi tam! :P
Czas mijał nam szybko, z powodu wybornej zabawy! Chociaż nie było muzyki, gitary, ani innego sprzętu grającego wszyscy śpiewali sami, w szczególności kiedy znaleźliśmy się wszyscy w domku. Niestety wieczorkiem zaczął padać malusieńki deszczyk, który przestraszył nieprzyzwyczajonych Holendrów. Gdy goście siedzieli jeszcze w ogrodzie Piotrek wyciągnął z lodówki prawdziwą polska literaturę! Dobrze zmrożony „Pan Tadeusz” nie jest zły! Przydało by się jeszcze odrobinę polskiej muzyki klasycznej „Chopina”, ale skoro oni chcieli tylko poznać smak polskości „Pan Tadek” wystarczył w stu procentach! (Chopina przywieziemy im jak sami przyjedziemy do Holandii :P). Jakie było zaskoczenie ludzi gdy usłyszeli dobre znany dzwonek rowerowy i zobaczyli mnie niosącą murarską kielnię, a na niej 7 kieliszków z wódką! Oczywiście Polacy zaczęli się śmiać i pogratulowali posiadania tego wymyślnego urządzenia.
Młodzi Holendrzy nie byli przyzwyczajeni do wódki. „What is it?” – zapytał któryś wskazując na kieliszki z przeźroczystym płynem. „Vodka” – odpowiedział uśmiechnięty Piotrek i zaczął rozdawać ją wszystkich zagranicznym gościom. Jaki grymas pojawił się na ich twarzy, gdy zamoczyli w nich jedynie języki! Zapytali się nas z czym to się pije, na to wszyscy jak jeden mąż odpowiedzieliśmy, że wódkę piję się z wódką! Jakoś wypili swoje kieliszki... Z początku nie chcieli więcej, ale później sytuacja się zmieniła. Nawet nie zauważyliśmy kiedy nalali sobie po drugim kieliszku! W takiej sytuacji zostałam zmuszona schować im nasza literaturę na dworze, ponieważ nie chcieliśmy mieć żadnych niespodzianek w drodze powrotnej. W końcu młode to TO, piło wcześniej PIWO, jeszcze nam autobus albo co gorsza działkę zarzyga...
Cdn...
nika_voldemort : :
kwi 11 2005 Wymiana Holenderska Odc. 1 pt. „Holender...
Komentarze: 0
Poprzedniej nocy ktoś rzucił pytanie: „Gdzie pójdziemy jutro wieczorem?”
Po wypowiedzianym pytaniu spojrzałam na Piotrka, a ten na mnie. Chyba czytaliśmy sobie w myślach, bo niemal jednocześnie odpowiedzieliśmy, że możemy iść do nas na działkę. Ludzie pytali się czy to nie będzie kłopot, w końcu to nie jest moja działka, ale moich dziadków. Na szczęście od roku mam stałe pozwolenie na robienie na niej prywatek. Aby się upewnić następnego dnia zadzwoniłam do dziadka, który oczywiście się zgodził, abym przyszła z „paroma” znajomymi...
Godzina 16.17, przystanek obok Zielonej Szkoły. Huub, Marysia, Gosia i Michelle, ja wsiedliśmy z ogromnymi zakupami, zrobionymi godzinę wcześniej w Kauflandzie, do autobusu jadącego w kierunku działek. Wiedziałam, że Piotrek z Roy’em i paroma innymi osobami już na nas czekał. Wszystko szło z gonie z planem...
Po parunastu minutach znaleźliśmy się na przystanku autobusowym na działkach o jakże pięknej i uroczej nazwie „Słonecznik”. Ci którzy nie znali drogi do naszej oazy spokoju, czekali na nas nie mogąc się doczekać naszego przybycia. Zwarta grupą, niemalże ramie w ramie z naszymi przyjaciółmi z Holandii szliśmy na działkę krzycząc głośno we wszystkich językach świata: Nie będzie padać! Nie będzie! Nasze wrzaski nawet chwile podziałały...
Po dodarciu na działkę zauważyłam, że na sąsiedniej działce jest jeszcze pan Ulański. „Pięknie..”- pomyślałam... Jako, że jestem grzeczną dziewczynką przywitałam się ze staruszkiem i jego zięciem pracującym w ogródku.
„Monika jest problem” – powiedział Piotrek niemalże na samym wejściu. „Co się stało?”- zapytałam. „Nie ma grilla” „CO?! Mamy kiełbaski... mamy ketchup i musztardę.. kupiliśmy nawet węgiel! A NIE MAMY GRILLA!” – troszeczkę się zdenerwowałam... Ale tylko troszeczkę. Zapytałam się kuzyna, czy przeszukał wszystko, stwierdził, że tak... Heh... Pięknie... Jak może się odbyć Grill Party bez grilla? Normalnie suuper! Ostatnią deska ratunku było zapytanie się Pana Ulańskiego czy przypadkiem nie ma pożyczyć nam tak potrzebnej rzeczy...
„PITER MAM GRILL!” - krzyknęłam uradowana, gdy „mała grupka“ siedziała sobie śmiejąc się i żartując przy stole. Razem z Piotrkiem zajęliśmy się przygotowywaniem jedzonka, gdy okazało się, że nie wszyscy są zaopatrzeni w dopalacze... Ah.. ta młodzież! O niczym nie pamięta już! Przecież dopalacze to podstawowa rzecz... My sobie załatwiliśmy już wcześniej... Teraz trzeba było załatwić dla Holendrów...
cdn...
nika_voldemort : :
kwi 11 2005 Wymiana Holenderska Odc. 1 pt. „Holender...
Komentarze: 0
Part THREE „Tuesday”

Wtorek. Jaki to piękny dzień tygodnia, kiedy nie musisz iść do szkoły!
Obudziłam Huub’a o 7.00, w końcu chłopak musiał się wykąpać. Swoją drogą to czyścioszek z niego ( i dobrze :D). Z opowiadań dziewczyn wywnioskowałam, że tylko on bierze prysznic codziennie... Bleee... Śmierdzący Holender? Skomentuje to następująco: "O Holender!"
Po śniadanku, podjechaliśmy taxi pod szkołę, gdzie czekali na nas pozostali. Okazało się, że jako nasz opiekun wytypowany został prof. Nering vel NERON. Jakiego miałam cykora! Gościu, który nawija po angielsku jak katarynka, uważany za jednego z najlepszych w szkole i jeszcze z nami miał iść do Urzędy Pracy! No dobra... Powiedziałam, że jakoś to będzie... I jakoś było...
W Urzędzie wraz z Pauli, Huub’em, Jankiem i Neronem poszliśmy do mojej mamy. Parę tygodni wcześniej umówiłam się, że Agata oprowadzi nas po Urzędzie i opowie o jego pracy, jednak na nieszczęście Agata zachorowała... Mówi się Zonk i idzie się do mamy :P
Kiedy przez pierwsze pięć minut pobytu nie potrafiłam się wysłowić, podobnie jak Paulina, Neron powiedział, że może wyjdzie na korytarz, a później, gdy już wszystko skończymy, wróci. Poszłam na ten układ i zaraz po tym jak psor wyszedł z gabinetu zaczęłam tłumaczyć to co objaśniała mama. Po skończonym wywiadzie, zostaliśmy oprowadzeni po Urzędzie Pracy, zrobiliśmy zdjęcia i wróciliśmy do szkoły pracować.
Cdn...

nika_voldemort : :