Komentarze: 3
Czy już mówiłam, że „uwielbiam” wczesne wstawanie po długim balowaniu? Jeżeli jeszcze nie to teraz to stwierdzam...
Jak co rano pobudka młodego Holendra śpiącego w moim łóżeczku jedynie w samych bokserkach ( ach... perversion :P), a następnie śniadanko, prysznic Huub’a... itd. itp. Po co się powtarzać...
Parę minut po 8 znaleźliśmy się pod szkołą, weszliśmy do środka budynku, gdzie czekała reszta wycieczki. Chwilę później przyjechał niewielki wynajęty przez nas autobus i wszyscy natychmiast się do niego wpakowaliśmy. Oczywiście, jak to zawsze bywa w Polsce, tradycja musi być zachowana i polska część wymiany zajęła siedzenia z tyłu samochodu.
Drogi do Malborka zbytnio nie pamiętam. Właściwie to nie wiem dlaczego... Może powodem było zmęczenie albo druga opcja złe samopoczucie i chęć zwymiotowania za każdym razem kiedy autobus wpadał w liczne na naszych polskich drogach dziury? Hmmm... Naprawdę nie wiem...
Malbork. Największa góra cegieł na wschód do Alp, jak kiedyś gdzieś przeczytałam. Siedziba Zakonu Krzyżackiego przeniesiona z Wenecji w XIV wieku. Zamek wykupiony a nie zdobyty. Podczas wojny niemalże doszczętnie zniszczony przez bombardujące go wojska... Ok. dość prowadzenia! Teraz trzeba opisać co się tam działo. A działo się wiele...
Po pierwsze, załatwiliśmy sobie przewodnika, który miał streścić historię zamku Holendrom w kilu zdaniach, oczywiście po angielsku. Wyuczona pani przewodnik oprowadzała nas po wszystkich możliwych do zwiedzenia miejscach... W skrócie było to tak: Polacy nudzili się, bo wielokrotnie bywali na średniowiecznym zamku. A co do Holendrów to też się nudzili. W końcu ile normalny 16 latek nie mający bzika na punkcie historii wytrzyma 2 godziny ględzenia o tym ile ważyła średniowieczna cegła (7kg) a obecna (2kg)? Heh... No kogo to obchodzi? W końcu cegła to cegła...
Co najbardziej się podobało zagranicznym gościom to zamkowe toalety. No po prostu luksus! Co prawda czternastowieczny, ale zawsze luksus :P Można sobie tylko wyobrazić jak to było w czasach, kiedy do zamku przyjechał taki chociażby fikcyjny Jurand ze Spychowa? Otóż było tak:
Niejaki Jurand pojawił się na Malborskim zamku poszukując swojej córki porwanej przez złych i niegodziwych Krzyżaków. Po tym jak wpuszczono go do zamku musiał skorzystać z toalety za potrzebą... Został zaprowadzony przez jednego z niższych braci krzyżackich do tego dziwnego miejsca. Wielkie było jego zdziwienie gdy ujrzał drewniane wychodki w środku pięknego murowanego zamku. Jednak co zrobić? Wyjść? Nie... Powiedzieć coś? Też nie... Trzeba było skorzystać... Jedyne co wzbudziło podziw Juranda to brak odoru w pomieszczeniu. Z początku nie wiedział jak Krzyżacy to zrobili, w końcu w XIV wieku nie było jeszcze wc pikera, ale gdy wszedł do wychodka od razu wiedział co jest grane. W drewnianej desce wywiercony był duży otwór. Jurand zajrzał do środka i mało co nie padł na ziemię z wrażenia. Parę naście metrów w dół i była fosa! To się nazywa kanalizacja! Zapewne pomyślał, że u niego w Spychowie przydałoby się coś podobnego, jednak nie miał odpowiedniego zamku, a zbudowanie go byłoby za dużą inwestycją....
Dalszą historię Juranda ze Spychowa znacie...