Komentarze: 0
Leżała na łóżku z wielkim baldachimem, w rozpiętej bordowej aksamitnej koszuli odsłaniającej biały ręcznie wyszywany stanik. Włosy koloru zachodzącego słońca rozlewały się na poduszce i powiewały lekko poruszane przez wiatr dostający się do pokoju z uchylonych drzwi balkonowych, znajdujących się na przeciwległej ścianie. Delikatne rysy twarzy i karnacja mlecznego koloru powodowały, że wyglądała niczym anioł ułożony na łożu pokrytym czarnym aksamitem. Zgrabne dziewczęce nogi wyłaniały się spod błękitnej spódniczki sięgającej do kolan. Niewielka prawa dłoń była ułożona na jej szyi, a druga leżała bezwładnie wydłuż lewego boku. Wyglądała jakby pogrążona była w głębokim śnie, jednak na wpół przymknięte brązowe oczy i usta wykrzywione z chęcią wezwania pomocy, wskazywały na coś zupełnie innego. Niemy krzyk.
- Żegnaj ukochana! To była niezwykła noc. Sama tak powiedziałaś - powiedział męski głos osoby stojącej na balustradzie tarasu.
Sekundę później, gdy do pokoju dziewczyny weszła starsza zgarbiona kobieta, mężczyzny nie było już na tarasie. Pomimo iż znajdował się dwieście metrów od pokoju który właśnie opuścił usłyszał krzyk płaczącej z przerażenia starowinki:
- Panienka nie żyje! Panienka nie żyje!