Najnowsze wpisy, strona 8


mar 07 2004 Impreza imieninowa...
Komentarze: 0

Chesus...

Właśnie skończyła sie impra imieninowa mojego ojca... Cała rodzinka z miasta sie zwaliła do nas ;] Kuzyn posiedział tylko chwilę i zmył sie zaraz po po tym jak z Bziulą zaczęłysmy ogladać Buffy a'la musical ;] Nie mógł wytrzymać śpiewających aktorów z serialu... Mówi, że on by nie mógł ogladać czegos takiego w wersji swojego ulubionego filmu... "Stare Warsy" rządzą, co nie?:>

Impra mogła być... No byłaby o wiele lepsza, gdyby stary dal mi troche wina.. w końcu kilka butelek poszło, prawda? A moze podebrać resztki tego co zostało:> Nie... Po pierwsze nie spija sie ostatkow (jak mnie Siksa uczyła) poza tym jakie markowe, drogie? To chyba nie to :P Hihi...

Powoli zaczynam mnieć już głupawkę... Nornalka po ok. 2l Coli na łebka ;P Ewka słaby człowiek cała sie trzęsła... Ale to chyba nie z tego powodu, tylko dlatego, że normalnie o tej godzinie juz śpi... No tak 13 lat ma swoje prawa ;] Hehe... Ja "stara upa", jak mówi mój ojciec, kładę sie przeważnie o tej godzinie w soboty... A to sie filmik obejrzy fajny, a to sie w necie posiedzi i pogada z friendsami...

A tak wracając to tej imprezy (bo jakoś odesżłam od tematu...), to jak zwykle Gregor sie uchlał w trzy dupy, ale to norma w jego wykonaniu ;] Dziadkowie zmyli sie koło 23, ale my z Bziulka tego zbytnio nie odczułyśmy, bo siedziałyśmy zamkniete u mnie w pokoju i zamęczałam ja Buffy, a właściwie to Spike'm :D Bo nie ma to jak dobry stary Spike tuż przed snem, prawda? :>

Poza tym ciocia tez troszeczkę wypiła. Ale w jej wykokaniu to jest fajne ;] Mozna sobie z nią wtedy super pogadać bo ma niezłą gadkę :D Próbowałyśmy ja z Ewka namówić by nas 13 zawiozla do Wa-wy, ale chyba niestety nasz plan spalil na panewce... Trudno, postaram sie starych przekonać by Mele i mnie same puścili... Ciekawe czy daja sie przebłagać, czy tez nie ;]

A teraz mam dylemata ;] Hmmm... Zakosic im piwko czy nie?:> Chyba jednak nie uda mis e tego zrobić, bo mami jest zbytnio trzeźwa i potrafi jeszcze liczyć... Heh... Gdyby to był biwak, było by inaczej ;] Ale mniejsza o to... jakoś wytrzymam... W końcu trza żyć w trzeźwości do 18 roku zycia prawda?:> Boshe... Jak ja wytrzymam te 1,5 roku?! E tam... Sev z Luckiem mówią, że jakos sie to ominie. I mają racje :D

A teraz już kończę, bo mi sie jakoś moje piękne oczęta kleją i zaraz klawia umrzej, jak moja głowa wyladuje na niej... No dobra jeszcze raz obejrze "Let me rest in peace", żeby mi sie dobrze spało :D

Ps. Musze sobie jakiś super szablon na stronę zalatwić bo juz z tym tłem nie wytrzymuje!...

nika_voldemort : :
mar 05 2004 Ciekawe czy mi się udało!
Komentarze: 2

Mamy dzisiaj 5.03.2004r...

Piekna data... see you

nika_voldemort : :
paź 26 2003 Pierwsza część opowiadania o Severusie...
Komentarze: 0

28 I 1960

Londyn godz. 23:59

Na zewnątrz londyńskiego szpitala szalała potężna śnieżyca. Był środek zimy więc takie zjawiska nie były rzadkością. Jednak tej nocy śnieg padał dwa razy mocniej, a wiatr rzucał nim we wszystkich kierunkach. Nieliczni ludzie poruszający się po mieście o tej porze z trudnością poruszali się w śnieżnej zamieci. Samochody nie jeździły, gdyż kierowcy nie chcieli spowodować wypadków przy tak ograniczonej widoczności. Praktycznie życie na ulicach miasta nie istniało.

Wysoki mężczyzna, w ciemnym płaszczu i czarnych włosach niespokojnie kręcił się na korytarzu przed drzwiami porodówki. Mężczyzna ten był młody, blady, a na jego twarzy widać było kilka niewielkich blizn. Był zaniepokojony, że nie otrzymał jeszcze wiadomości o swojej żonie. Co chwilę zerkał na wielki zegar wiszący nad drzwiami, to znowu na same drzwi. Była dokładnie za minutę dwunasta, gdy z sali porodowej wyszedł lekarz.

- Pan Derick Snape?- zapytał mężczyzna w średnim wieku. Derick kiwnął głową.- Nazywam się dr Finger. Mam dla Pana przykrą wiadomość. Pana żona, Morgana, zmarła podczas porodu. Jednakże wcześniej zdołała wydać na świat chłopca. Czy chce Pan go zobaczyć?

- Niech Pan mnie zaprowadzi do mojej żony. – powiedział ostrym tonem Derick. Jego twarz ze zmartwionej stała się natychmiast poważna.

- Nie chce Pan zobaczyć syna? – zdziwił się doktor.

- Chcę zobaczyć moją żonę! – krzyknął Derick Snape marszcząc groźnie brwi. Jego młodzieńczy wygląd przyjaźnie nastawionego do życia mężczyzny zmienił się w oka mgnieniu.

Dr Finger zaprowadził mężczyznę do sali porodowej. Tam na stole leżało ciało młodej kobiety. Pielęgniarki przygotowały kobietę do wyniesienia. Na twarzy dopiero co zmarłej kobiety malował się uśmiech. Ona również była ubrana na ciemno jak jej mąż. Derick Snape podszedł do ciała żony wziął ją za rękę. Patrzył się na jej twarz i pocałował jej dłoń. Mężczyzna stał nachylony przez kilkanaście minut nad ciałem ukochanej.

- Kocham Cię!- powiedział do żony i pocałował ją w usta.

Po tym symbolicznym geście Derick Snape wstał i podszedł do dr Fingera. Wychodząc z sali po raz ostatni się odwrócił i spojrzał na żonę. Jego twarz była surowa, nie było widać na nim żadnych uczuć. Jednak we wnętrzu mężczyzny pękło jego serce, które krzyczało i płakało z powodu tak wielkiej straty. Po kilku minutach dr Finger ponownie się zatrzymał.

- Zaprowadzić Pana do syna? – zapytał mężczyznę.

Przez chwilę Derick Snape nie odpowiadał na zadane mu pytanie. Był nadal myślami przy swojej ukochanej. Dopiero gdy lekarz po raz kolejny powtórzył pytanie młody mężczyzna kiwną głową na tak. Mężczyźni znowu zaczęli iść, aż zatrzymali się przed dużą szybą, przez którą widać było wiele noworodków.

- Pana syn leży w szóstym łóżeczku. Pana żona nie podała imienia dziecka. Jak będzie się nazywać chłopczyk? – zapytał dr Finger.

- Severus. Severus Snape. – odpowiedział Derick patrząc na spokojnie śpiącego bobasa. Był bardzo podobny do niego. Miał ten sam nos, usta i uszy. Chwilkę później mały Severus otworzył oczy i zaczął ruszać się w swoim łóżeczku. “Ma oczy jak jego matka” pomyślał Derick. Mężczyzna stał przed szybą kilka minut, aż w końcu się odwrócił i wyszedł ze szpitala.

Czarny płaszcz Dericka Snape’a powiewał na silnym wietrze. Śnieg już nie padał. Mężczyzna stanął w parku naprzeciwko szpitala. Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjął różdżkę i wycelował nią w miejsce niedaleko fontanny.

- Magnosius! – krzyknął mężczyzna i w miejscu, w które celował wyrósł przepiękny błękitny kwiat. Derick podszedł do niego klęknął przed nim na kolana i zaczął płakać. Płakał nad kwiatem wiele godzin i nie przeszkadzał mu wcale szalejący wiatr. Nie mógł uwierzyć, że jego żona umarła. Nie mógł się uporać z ta myślą. Powtarzał sobie, że to był tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. Jednak wiedział, że to nie był sen.

O czwartej w nocy Derick Snape powrócił do swojej posiadłości. Wyraz jego twarzy był oziębły. Nie zwracał nawet uwagi na swoje skrzaty domowe, do momentu gdy usłyszał imię żony.

- Nie wymawiajcie jej imienia, gdyż nie jesteście tego godni! – wrzasnął na skrzaty Derick i ruszył do sypialni. Na środku schodów pan domu zatrzymał się i jeszcze raz spojrzał na swoich służących. – Morgana umarła. – powiedział i zniknął w ciemnościach domu.

Wszystkie skrzaty bardzo posmutniały i przez resztę nocy nie odzywały się. Jednak jeden z nich zastanawiał się co z dzieckiem Snape’ów, lecz bał się zapytać o to swojego pana.

nika_voldemort : :