Komentarze: 1
Puste butelki Tyskiego ( znowu reklama :P ) co chwile były wymieniane na nowe. Ludzie mieli już niezłe humorki, gdy nie z tego ni z owego polska grupa zaczęła śpiewać. Leciało dokładnie wszystko od „Jeszcze po kropelce” po „Whisky”! Holendrzy też nie chcieli być gorsi i po chwili zaczęli nam wtórować. Jednak jak sami to później podkreślali, nam wychodziło lepiej, z tego powodu, że ich język jest mniej dźwięczny od polskiego. Nasi zagraniczni przyjaciele próbowali nas nauczyć swoich piosenek, jednak byliśmy oporni i nie nauczyliśmy się nic poza piosenką o McDonalds, KFC i PizzaHat... Oczywiście nie mogę zapomnieć o skoczne, dosłownie skocznej, piosence pt. „Kto nie skacze ten jest gejem!”... Jako jedyny Polak Piotrek nauczył się piosenki po holendersku... Nawet nie potrafię jej powtórzyć...Jedynymi słowami które zapamiętałam to vaak = często i „obtoten” ( czy jak to sie pisze...) = spadaj. :D
Podczas naszych rozmów dowiedzieliśmy się, że w dzieciństwie oglądaliśmy te same kreskówki: Smurfy, Gumisie, Pszczółka Maja nawet głupkowate Teletubisie... Niestety Holendrzy nie znali naszego Koziołka Matołka, Reksia czy chociażby Bolka i Lolka... Co za pech... Nie mogliśmy z nimi podyskutować który był lepszy: „Pucołowaty blondyn czy czarnowłosy dryblas?”... Nigdy się tego nie dowiemy...
Po odśpiewaniu wszystkiego co tylko się dało nadszedł czas na zakończenie imprezy. Posprzątaliśmy, pozamiataliśmy i pomimo mojej propozycji powrotu do domu na piechotę, większość chciała wracać autobusem... Wszystko co dobre szybko się kończy...